ROZMOWA Z
Dorotą Raczkiewicz
Dziennikarką, szefową „Drużyny Szpiku”, interesującą i atrakcyjną kobietą.
Andrzej Derfert: „Drużyna Szpiku” odmieniła moje życie, znalazłam to, co dodaje mi wiatru, napędza i wyznacza kolejne cele…” – to Twoje słowa. Spytam retorycznie, czy ta pasja trwa?
Dorota Raczkiewicz: Drużyna Szpiku bez wątpienia odmieniła moje życie, pójdę dalej odmienia je nadal. Nie tylko pokazuje jak dobrze jest pomagać, ale także, że kropla kruszy skały. I uświadamia mi, jaka siła jest w grupie i konsekwencji. Efekty naszej pracy zawsze się pojawią, nawet, jeśli w danym momencie nie widzimy sensu naszego działania, prędzej czy później zobaczymy owoce, trzeba być cierpliwym i wierzyć. Ta Drużyna pokazała mi, że każdy może zrobić coś dobrego, każdy jest ważny, a np. dla chorego nie ma znaczenia czy to profesor, aktor, czy rolnik, ważne, że jest i ze chce.
A napędzają mnie ludzie, czasem nie mam już sił i zwyczajnie po ludzku mi się nie chce, ale ich zaangażowanie i gotowość są jak ładowanie akumulatorów, a poza tym nie wolno nam zapominać, po co to wszystko robimy i tak naprawdę, to napędza.
Drużyna Szpiku to było dla mnie wielkie wyzwanie, nie znałam tego świata, zupełnie nie znałam, pamiętam „swój” pierwszy maraton we Wrocławiu w 2008 roku,(hehehe jako kibic oczywiście), oczy miałam ogromne, wszystko mnie zaskakiwało, nikogo nie znałam i nikt mnie nie znał, teraz mogę się pochwalić znajomością biegów, czasów, ludzi. Co do ludzi, miałam wielkie szczęście na tej swojej drużynowej drodze spotkałam wielu wspaniałych ludzi, których nie jestem w stanie wymienić, ale chciałabym im podziękować, za to, że są, że mnie wspierają i za to, że teraz łączy nas nie tylko Drużyna, ale prawdziwe przyjaźnie.
Ilekroć patrzę na Wasze koszulki z pięknym logo, nieodparcie widzę w nazwie analogię do tytułu obsypanego Oscarami filmu. Wszak Frodo, Sam i drużyna też czynili dobro.
Te koszulki namieszały w tym Waszym-naszym biegowym świecie, pokazały, że można łączyć, że nie trzeba zapisów, zebrań, składek, aby powstała Drużyna. Przed trzema laty ktoś mnie zapytał, „aby być w Drużynie trzeba mieć tylko koszulkę?” Nie tylko, nie tylko, ta koszulka to zobowiązanie, najpierw trzeba się czegoś o przeszczepach dowiedzieć, potem ją nosić mając świadomość, że w każdej chwili musimy być gotowi na udzielanie informacji na temat szpiku i jeszcze jedno, te koszulki to głos chorych i umierających, to rozpalona nadzieja, której nie wolno jej zgasić. Czy czynimy dobro? Tak
Czy dobro kiedykolwiek wróciło do Ciebie?
Oj wróciło, wraca każdego dnia. Kiedy patrzę na swoje życie nie mam wątpliwości, dostałam tak wiele, dlatego trzeba dziękować i dzielić się. Za każdym razem, kiedy jestem na oddziale onkologicznym i widzę chore dzieci, myślę sobie, Boże dziękuję Ci za moje zdrowe. Kiedy rozmawiam z ludźmi, którzy utracili pracę, z ulgą myślę o mojej telewizji. A kiedy spotykam samotnych wiem, że ja mam przyjaciół, do których mogę przyjść o każdej godzinie dnia i nocy i powiedzieć, jest mi źle. I mam Drużynę. Czy to mało? Jak nie wierzyć, ze dobro wraca?
Dorota, jak to się wszystko zaczęło z tą „Drużyną”, skąd inspiracja i pomysł na promocję na „piersiach” akurat biegaczy a nie np. listonoszy, mieliście w Poznaniu jednego takiego zdolniachę?
My tu w Poznaniu mamy wielu zdolnych ludzi i hehehe większość jest w Drużynie, o panu Zenonie też myślę. A maratończycy, to nie był mój pomysł, Adam biegacz, który wymyślił nasze koszulki pewnego dnia zapytał mnie czy może w tej czerwonej koszulce przebiec maraton. I tak to się zaczęło i trwa. To był dobry wybór biegacze pokazują, że tylko konsekwentna praca, trening i pokonywanie wszelkich przeciwności może zakończyć bieg sukcesem. No i kto jak nie maratończycy, rozumieją „ścianę”, z którą chorzy borykają się każdego dnia?
Na pewno widziałaś „Skazanego na bluesa”. Wielkie wrażenie wywarł na mnie Tomasz Kot w roli Ryśka. Wiem, że znasz się z zespołem. Powiedz o swojej fascynacji tym zespołem i ich muzyką.
Sen o Wiktorii” to moja ukochana piosenka, taki wewnętrzny hymn, a Rysiek? Czasem myślę, że szkoda, że już Go nie ma, z drugiej strony nie wyobrażam sobie Jego w dzisiejszych czasach pełnych promocji, paparazzich, kontraktów i tabloidów. Musiałby chyba cały czas śnić o tej wolności. Jest jeszcze jeden ważny utwór, to oczywiście „Do kołyski” - „…żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi, bo nie jesteś sam…”, to nieoficjalny hymn rodziców dzieci onkologicznych, oni niejednokrotnie dodają „…chwila, która trwa może być najlepszą z twoich chwil…”. Warto czasem sobie o tym przypomnieć, ze nic nie jest nam dane na zawsze, wiem, ze się teraz mądrzę, ale tak jest. „Nie jesteś sam”, chciałabym, aby chorzy na myśl o Drużynie, właśnie o tym sobie pomyśleli, że nie są sami, że my w tym ich maratonie im towarzyszymy. A koncerty Dżemu to dla mnie zawsze wielkie święto i delektuję się ich muzyką, no i mam wielką frajdę, że mogłam ich poznać, szkoda, że nigdy nie będę mogła już zapytać Ryśka o Jego sny.
Powiedz proszę, czy bieganie potrzebuje „Drużyny”, czy „Drużyna” potrzebuje tej całej otoczki biegów. A może to jest idealna równowaga?
Hm, trudno powiedzieć, kto kogo bardziej i czy to już równowaga, ale bez wątpienia można powiedzieć, taką mam nadzieję, że wpisaliśmy się na stałe w ten biegowy krajobraz. Jesteśmy w końcu największą drużyną w Polsce, a to zobowiązuje. A tak poważnie Drużyna Szpiku, teraz mogę spokojnie powiedzieć była bardzo potrzebna, pozwoliła biegaczom nadać swojej pasji inny, nowy wymiar. Stała się połączeniem przyjemnego z pożytecznym, a hasło - pomagam biegając po prostu się sprawdziło. Polskie bieganie potrzebowało czegoś więcej niż wyniki, medale, życiówki, czy rywalizacja, potrzebowało ludzkiej twarzy, my ją Wam daliśmy. Ale jest też druga strona medalu, to my potrzebowaliśmy armii dobrych i otwartych ludzi i dlatego padło na biegaczy. I powtórzę, nikt tak jak maratończycy nie wie, czym jest „ściana”, z którą chorzy mierzą się każdego dnia.
Honorowe krwiodawstwo, ten termin znany jest chyba wszystkim rodakom, głównie tym starszym. Sam do dziś mam „legitymację honorowego dawcy krwi”, natomiast o dawcach szpiku jakoś mniej się słyszało. Powiedz, ilu ludzi czeka na szpik, ilu jest dawców, czy jest bank szpiku, jaka jest skala tego problemu, jak porównać to z tradycyjnym krwiodawstwem?
To zadziwiające, jak działa polski „rynek krwi”, Przecież krwiodawcy to najlepszy szpikowy target, a prawie żaden z honorowych nie wie, na czym polega przeszczep, jak zostaje się dawcą i że ma szansę zrobić jeszcze coś więcej - uratować komuś życie. Bo to właśnie tak jest z tymi przeszczepami, że one niejednokrotnie są jedynym ratunkiem dla chorych np. na białaczkę. Co 2 minuty w Polsce ktoś dowiaduje się, ze ma raka krwi i dla większości z tych osób tylko znalezienie dawcy jest gwarancją powrotu do zdrowia. Zatem drodzy krwiodawcy mam wielką prośbę, kiedy następnym razem zawitacie do Centrum poproście o ankietę dla dawcy, pobiorą Wam 10 ml krwi więcej, oznaczą ”mapę szpiku”, a potem może ktoś zadzwoni i powie: tylko Ty możesz uratować chorego. Sam przeszczep to także nic skomplikowanego, to przetoczenie krwi, a trwa tyle, co pobranie płytek.
Ktoś kiedyś powiedział: „Wczesne wstawanie i kładzenie się spać, prowadzi do zdrowia, bogactwa i śmierci”. Bynajmniej. Czy spanie, zatem do 11. jest zdrowe i warte uciekającego życia?
Hehehe, złośnik, ale jeśli ktoś się kładzie koło 5-6 to chyba 11. nie jest grzechem?
Ok., a co takiego jest w sałacie i pomidorach z mozzarellą?
Pomidory z mozzarellą i sałata to Adam, tak, tak, to wspaniały czas i fajne wieczory. Co zatem w nich jest? Oj….
Oj... A teraz na serio, propagowanie idei transplantologii i zabieganie o rozwój przeszczepów szpiku kostnego to zapewne główne zadanie „Drużyny Szpiku”. Ale powiedz, co tak naprawdę robicie, jacy ludzie należą do Drużyny, co trzeba zrobić, aby stać się Waszym członkiem, jakie macie metody działania?
Ja zawsze mówię, że Drużyna Szpiku to taka platforma, na której spotykają się wszyscy chcący zrobić coś dobrego, są oczywiście politycy, sportowcy, gwiazdy, ale są też, a może przede wszystkim tysiące anonimowych osób wykonujących najważniejszą robotę. To Oni w swoich rodzinach, zakładach pracy, szkołach, miastach i miasteczkach opowiadają, organizują spotkania, zbiórki i imprezy. To Oni odpowiadają na tysiące pytań i to oni kierują życiem Drużyny.
A co robimy: biegamy, gramy w piłkę, jeździmy na rowerach, śpiewamy, rzeźbimy i rozmawiamy, bo rozmowa jest podstawą, tylko ona obali mity o kręgosłupie, bólu i niepełnosprawności. Podczas spotkań dowiadujemy się tak niestworzonych historii o nakłuwaniu kręgosłupa, wysysaniu szpiku z kości, itd. To bzdura !!!!!!!! Dlatego wiemy, wiemy, wiemy, że tylko codzienna robota może spowodować, że nasz polski rejestr dogoni ten największy niemiecki, w nim zapisanych jest 4 miliony nazwisk, w naszym 200 tysięcy.
Marzenia…. Zdradź nam, choć rąbek tej tajemnicy? Dorota nie daj się prosić „poznańska pyro”, jak sama o sobie mówisz!
Pyro, pyro, jestem Poznanianką z urodzenia i przekonania. A prosić możesz ile chcesz, nie zdradzę, bo się wtedy nie spełnią. Mam kilka, takich tylko moich. I nie powiem, a jeśli chodzi o te Drużynowe, to, to nie marzenia, a wyzwania.
Jesteś laureatką kilku nagród dziennikarskich, pracujesz, jako dziennikarka, masz trójkę dzieci i jak wiem bardzo dbasz o ich edukację. Jest też „Fundacja”. Jak w tym wszystkim mieści się jeszcze „Drużyna”?
Nagrody są ważne, ale co tam, dzieci to nagroda, mam taką potrójną, mój syn Kuba ma 12 lat, a laski, bliźniaczki Julka i Martyna mają 10 lat. To najpiękniejszy prezent, chodzą do szkoły muzycznej, Kuba i Julia to przyszli gitarzyści, a Martynka gra na wiolonczeli. Ale to nie wszystko, jeżdżą na koniach, grają w piłkę. Mój syn śpiewa jeszcze w Poznańskim Chórze Katedralnym. Uff trochę tego jest. Ja rzeczywiście pracuje w telewizji kablowej, jestem dziennikarką, ale ostatnio, to przede wszystkim jestem szefową, hehehe. Jak to połączyć? Nie wiem, jakoś!
Czego się boisz?
Choroby, szczególnie tego, ze mogłaby ona dotknąć moich bliskich. Ale boję się też niektórych ludzi, krętaczy szczególnie, ale to na dłuższą rozmowę.
Co Ci daje wiatr w skrzydła?
Ludzie i miłość.
Co Cię czeka w najbliższym czasie?
Hehehe, dowiecie się niebawem, to będzie coś bardzo dla mnie ważnego, coś, o czym marzę, na co czekam, moi przyjaciele pewnie już wiedzą, o czym mówię.
Samochód wpadł w poślizg i zjechał z szosy, a obaj pasażerowie, mężczyzna i jego syn, doznali ciężkich obrażeń. Ojciec zmarł w karetce w drodze do szpitala. Syna wzięto wprost na salę operacyjną. Chirurg rzucił okiem na pacjenta i bez tchu powiedział: „Och, nie... to mój syn.” Kto był chirurgiem?
No tak, czy mój kolor włosów zobowiązuje? Matka!
Bystra i inteligentna sztuka. Dorota, bardzo dziękuję za rozmowę, cała przyjemność po mojej stronie i mam nadzieję, że czytelników również. Do zobaczenia, gdzieś na biegach!